sobota, 15 czerwca 2013

Księga III ''Wspomnienia''

 No więc wracam z nowym rozdziałem, chyba najdłuższym do tej pory, więc będzie co czytać. Trochę się tu naszym bohaterom porobiło ale nie bójcie boja, niedługo wszystko się wyjaśni... soł bądźcie cierpliwi. 
Cóż, mam nadzieję, że tym rozdziałem was jakoś usatysfakcjonowałam.
I informuję, że rozdział na pierwszym blogu może pojawić się na dniach bo jest w trakcie tworzenia.
Wiecie, ostatnimi komentarzami tak mnie zmotywowałyście, że wzięłam się w garść i wyskrobałam wam coś dłuższego. 
Dziękuję, to dzięki wam :*
Kocham was normalnie.
Nie przedłużając, miłej lektury.

--------------------------------------------------------

 Siedziałam na parapecie przy oknie, z kubkiem gorącego kakao i ubrana w brązowy sweterek z rękawami. Tępo wpatrywałam się w nocną ciszę, starając się wyłapać białą czuprynę. Na próżno - nie było ani śladu Lisanny. Niezbyt mi na niej zależało ale bądź co bądź martwiłam się o nią w końcu była moją siostrą - przyrodnią ale w każdym razie siostrą.
Upiłam łyka gorącego napoju.
Księżyc stał już wysoko na niebie, przysłaniając swoim blaskiem przeróżne konstelacje gwiazd. Tak... naprawdę wyglądało to pięknie. Okryłam się szczelniej swetrem aż po samą szyję, czując zalewającą mnie falę zimna. Wszyscy w domu już spali i zupełnie nikt nie przejął się faktem, iż brakuje jednej osoby.
Miałam nadzieję, że nic jej nie jest i wróci do domu cała i zdrowa... chociaż zdrowa może nie, jedynie w jednym kawałku. Odkąd tylko pamiętam, nie potrafiłyśmy się dogadać. Ona zawsze była uśmiechnięta i przesadnie słodka, choć tak naprawdę była wredną... Nie, nie wolno było mi tak myśleć. Nie wypadało.
Zawsze mi dokuczała, wytykając mi moje kompleksy nie tylko z powodu włosów czy twarzy ale też biustu.
Odkąd tylko pamiętam byłam zamknięta w sobie, spalałam każdy most za mną i nie za bardzo zależało mi na kontakcie z innymi. Samotna jednostka w tym zepsutym i wypełnionym nienawiścią oraz brutalnością świecie.  A ona? Była bardzo popularna, lubiana przez wszystkich i szanowana, moje zupełne przeciwieństwo. Otwarta, szczera, radosna... Niestety, szkoda, że nikt nie potrafił odkryć co się kryje pod tą maską niewinności. Tylko ja byłam w stanie to dostrzec, więc byłam obiektem jej drwin i poniżań ale znosiłam to wszystko z dumą, nie dając jej tej satysfakcji. Nie raz powtarzano mi, że moje życie jest jak rodem z bajki... Też mi bajka.
Jeżeli rozumieć przez to strach, samotność, niepewność i złość, jakie przez całe istnienie na tym świecie mi okazywano, to tak, tak można to było nazwać.
Nagle usłyszałam coś, jakby szczęk otwieranej bramy. Czy wreszcie panienka raczyła przyjść do domu?
Prychnęłam.
Wtem poczułam to. To dziwne uczucie, jakby coś szarpało mną od środka i rozrywało mi wszystkie niezbędne organy, za wszelką cenę chcąc mnie przed czymś ochronić.
Niemożliwe... Czy to aby na pewno...?
Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, postawiłam kubek z kakao na parapecie i podciągając rękawy, zbiegłam po schodach na dół, jakby się paliło. Nie mogłam się pomylić, to uczucie było mi aż nazbyt znajome. Biegłam przez bogato ozdobione korytarze, jak najszybciej próbując znaleźć wyjście. Ogromne, kryształowe żyrandole zwisały nad moją głową, jakby tylko czekały by w odpowiednim momencie spaść mi na głowę. Wciąż nie potrafiłam oswoić się z nowym domem. Nie żebym coś do niego miała ale po prostu to nie był mój świat. Nigdy nie czułam się dobrze w towarzystwie luksusu. Wolałam prostotę. Posiadłość była wprost ogromna i bogato wystrojona, na zewnątrz podchodząca pod styl gotycki a w środku... nawet nie wiedziałam jak wyglądał nim się tu wprowadziliśmy bo ''pani domu'' już musiała się tu urządzić po swojemu.
Czyli tandetnie i kiczowato.
Nieco zasapana dobiegłam wreszcie do drzwi frontowych i pchnęłam je dość mocno, otwierając na oścież.
I stanęłam jak wryta, nie dowierzając własnym oczom.
Co on tutaj robił?!
- Lucy? Co ty tu robisz? - zapytał różowowłosy pajac, wpatrując się we mnie jak w nieboszczyka.
- Mieszkam tu, palancie. Poza tym, chciałabym Cię zapytać o to samo.
- No bo ten... Zresztą jak tyś mnie nazwała?! - krzyknął z naburmuszoną miną, przez przypadek prawie zrzucając coś z pleców.
- Kto to... Lisanna?! Coś ty jej zrobił?! - wyprostowałam ręce i zacisnęłam dłonie w pięści.
Tu już się nie liczyły moje kontakty z siostrą. Jeżeli ten dupek jej coś zrobił... Nie wybaczę mu tego.
- Uspokój się - mruknął, przystawiając palec do ust - Nic jej nie zrobiłem. Znalazłem ją w jakiejś ciemnej uliczce i zabrałem do domu, to wszystko. Więc nie drzyj się tak, bo wszystkich pobudzisz.
- Nawet nie chcę spytać co robiłeś w takiej okolicy... Nic jej nie jest? - wskazałam palcem na białowłosą. Po jej śpiącej, błogiej twarzy zauważyłam, że nic poważnego się nie stało.
Westchnęłam i podrapałam się w tył głowy.
A on patrzył na mnie badawczym wzrokiem, jakby zaglądał wgłąb mnie, wgłąb mojej duszy.
Poczułam się trochę niezręcznie i momentalnie zauważyłam, że pieką mnie policzki.
Z jego twarzy nie potrafiłam wyczytać zupełnie nic. Brak jakichkolwiek emocji.
Jedynie chłód i wrogość.
- Co tak patrzysz? Zanieś ją lepiej do łóżka, nim ktokolwiek się zbudzi - założyłam ręce na piersiach i jednym palcem wskazałam mu otwarte szeroko wejście.
- Zaraz czemu to ja mam ją zanosić?!
- A bo ty ją tu przyprowadziłeś to ją odstawiasz, to chyba jasne. A poza tym, czy nie jesteś mężczyzną, ze się tak wyrażę.
- Jeszcze jedno słowo a nie ręczę za siebie, przysięgam - wymamrotał i z niechęcią wszedł przez ogromne drzwi.
Ukradkiem patrzyłam na jego zszokowaną twarz, kiedy ze zdumieniem przyglądał się wystrojowi domostwa.  Sama nie wiedziałam, czym tu się zachwycać. Normalny dom jak każdy inny... Przez całą drogę szliśmy obok siebie w niezręcznej ciszy. Po prostu nie wiedzieliśmy co powiedzieć, oboje nie cierpieliśmy się nawzajem a w dodatku byliśmy tam zupełnie sami. No oprócz Lisanny ale ona się nie liczyła.
Jedynym o czym marzyłam w tamtej chwili było to, aby jak najszybciej dotrzeć do pokoju białowłosej i zapomnieć o tym wszystkim. Czułam jak szybciej bije mi serce, jakby zaraz miało eksplodować. W tle usłyszałam, jak wiatr mocno poruszał koronami drzew, odbijając się echem w mojej głowie. Chwilę później nieprzyjemny, ostry, bezwzględny deszcz, z całą swoją siłą zaczął uderzać o okna. Zrobiło się już całkowicie ciemno, jednak w tym wszystkim byłam w stanie dostrzec blask jego czarnych, hipnotyzujących oczu. Co w nich widziałam? Dumę, zaciętość i ...cierpienie. Niewyobrażalne, głębokie, wypływające prosto z serca. Przez moment, króciutki, zaczęłam mu współczuć. Choć tego nie okazywał, to widziałam jego łzy. Nie na twarzy, lecz w sercu. Nagle potężne błyskawice przecięły nieboskłon, oświetlając jego poważną twarz. A zaraz potem usłyszałam donośny grzmot i niebezpiecznie się zachwiałam. Myślałam, że spadnę z tych cholernych schodów.
W panice żałośnie machałam rękoma.
Za chwilę spadnę.
Zamknęłam oczy.
I poczułam tylko czyjąś zaskakująco chłodną, silną rękę, obejmującą mnie w pasie. Oszałamiający zapach męskich perfum, mieszał mi z zmysłach a czując na sobie czyjś wzrok, mimowolnie uchyliłam powieki.
Zobaczyłam go. Stał nade mną, wciąż nie puszczając z objęć. Momentalnie poczułam, jak pieką mnie policzki. W jego oczach tliły się teraz bursztynowe iskry, kiedy patrzył na mnie, wciąż nie odrywając wzroku.
- Możesz mnie już puścić, z łaski swojej? - syknęłam w jego stronę dość nieprzyjaźnie, a patrząc na fakt, że ten prawdopodobnie uratował mi skórę, skarciłam się za to w myślach. Ale tak zostałam wychowana, więc po krótkiej chwili zupełnie nic mnie nie obchodziło.
- Tak się w tych czasach dziękuje za pomoc? - prychnął i puścił mnie wreszcie, z obrażoną miną idąc po schodach na pierwsze piętro. Idiota, mruknęłam i ruszyłam za różową landrynką, wyprzedzając go z zaciętością wypisaną na twarzy. Spojrzałam jedynie za siebie z chytrym uśmieszkiem. Widocznie ogarnęła go chęć rywalizacji, widziałam, że ma ochotę na małe wyścigi. Przez jakiś czas się tak wyprzedzaliśmy o mało co nie biegnąc po wąskim korytarzu. Czy ja się... uśmiechałam? Tak, chyba na prawdę się uśmiechałam po raz pierwszy od śmierci mamy. I nie był to jakiś sztuczny uśmieszek kreowany na potrzeby interesów. Szczery, radosny, promienny. Mimo, że zachowywaliśmy się jak małe, rozwydrzone dzieciaki, to nie przejmowaliśmy się tym za bardzo. Wygrać - to był nasz jedyny cel. Przez chwilę na jego twarzy też dostrzegłam coś na kształt uśmiechu. Nagle gwałtownie się zatrzymałam.
Słyszałam jego ciche szepty ''Wygrałem'' ale kiedy tylko się zorientował, że zgubił mnie daleko za sobą i idiotycznie zaczął się rozglądać po bokach, zaśmiałam się cicho pod nosem. W pewnym sensie jego głupota wydawała mi się urocza. Jednak moment później, przypomniałam sobie, że to ten sam dupek, którego poznałam dziś rano w dość nieprzyjemnych okolicznościach.
Mimo to, uśmiech nadal nie schodził mi z twarzy, którego z całych sił próbowałam zakryć maską obojętności.
- Ej idioto! Tutaj! - zawołałam najciszej jak tylko potrafiłam. Pomimo panujących tam ciemności potrafiłam dostrzec pulsującą żyłkę na jego czole.
- Ty to umiesz człowieka zirytować, wiesz? - mruknął i posłał mi wrogie spojrzenie. Przekręciłam tylko oczami i razem z nim weszłam do pokoju Lisanny. Oczywiście był urządzony w bogatym stylu, ogromne łóżko z baldachimem, ściany koloru lekkiego różu i podłoga wyłożona białymi kafelkami przyprawiały mnie o mdłości, nie mówiąc już o minie Natsu. Do tego pozłacane meble, z hebanowego drewna i te wszystkie nowoczesne sprzęty elektroniczne... Żyła jak prawdziwa księżniczka w odróżnieniu do mnie. Ja wolałam prostotę a ona wręcz przeciwnie. Spojrzałam przez ramię na krzywą minę różowowłosego. Widocznie nie spodobał mu się landrynkowy pokój w stylu Barbie.
- Walnij ją tu i tak zostaw - burknęłam, niedbale wskazując ręką na łóżko siostrzyczki.
- Nie przyjaźnicie się, prawda?
- Przyjaźń to takie ogólne słowo... nazwijmy to czymś w stylu znajomości.
- Rozumiem - rzucił obojętnie, kładąc ją delikatnie na białej, satynowej pościeli.
Oparłam się plecami o marmurowy filar, krzyżując ręce na piersiach i wlepiając swój wzrok w jasną, częściowo zasłoniętą ciemnymi chmurami tarczę księżyca. Miałam dziwne przeczucie, że ten chłopak nie jest do końca tym za kogo się podaje. Targały mną mieszane uczucia. A może po prostu byłam już przewrażliwiona? Nie to nie mogło być to. Jednak czy on mógłby...
- Natsu - szepnęłam, wciąż nie odrywając spojrzenia od naturalnego satelity Ziemi.
Usłyszał, bo chwilę później przeniósł swój pytający wzrok na mnie. Nie dostrzegłam tego lecz poczułam. Jego chłodny, bezuczuciowy wzrok.
- Czego?
- Mam do Ciebie jedno pytanie ale zadam je prosto z mostu.
 Westchnęłam.
- Czy ty... masz jakieś powiązania z wampirami? A może ty jesteś...
Wzdrygnął się a jego źrenice dwukrotnie się powiększyły, jakby zaraz miały wylecieć z orbit.
Zaśmiałam się i przeniosłam swój przerażające, podejrzliwe spojrzenie na jego zaskoczoną tym pytaniem twarz. Zupełnie jakby właśnie zobaczył kosmitę. Co za ćwok.
- Wampiry? - roześmiał się w głos - Wierzysz w te bajki? Wampiry nie istnieją, tak samo jak duchy czy wilkołaki. To mit, jakich pełno w tym obrzydliwym świecie. Naprawdę jesteś zabawna.
- Nie żartuję. - warknęłam rozjuszona.
- Czy ty przypadkiem nie spadłaś z tym schodów zanim Cię jeszcze złapałem?
- Ty dupku - podbiegłam do niego i złapałam za koszulę. Drwił sobie ze mnie, mogłam to wyczytać z jego twarzy. Ami wcale do śmiechu nie było. Nagle ogarnęła mną żądza krwi. Potężna, przerażająca. Myślałam, że lada moment wyciągnę swoją spluwę i roztrzaskam mu nią łeb, pozbywając się tego durnowatego uśmieszku. Jednak chwilę później się opanowałam i powoli zaczęłam zwalniać materiał jego koszuli spod moich zaciśniętych pięści... Nie wolno mi było. Nie mogłam zabijać ludzi, miałam ich chronić. Po drugie odgłos strzału rozniósłby się po całym domu - wtedy miałabym już przesrane.
- Sorka ale możesz już wyjść - jęknęłam, przechylając głowę w bok. Znowu to samo uczucie, ta nieograniczona i potworna chęć krwi. Bałam się, że któregoś dnia mogę już tego nie opanować a wtedy... klękajcie narody, bowiem to wasz koniec.
Westchnęłam a on kierując się w stronę okna, odwrócił się jeszcze raz do mnie.
- Lucy... dlaczego pytałaś?
- Bez powodu. Zapomnij o tym.
- Okej. To na razie! - rzucił, z chęcią wyskoczenia przez okno. Ostatnim krzykiem zmusiłam go by przez chwilę się wstrzymał. Co on chciał zeskoczyć z pierwszego piętra?! Nienormalny jakiś?
- Chyba nie będziesz skakał z okna jak małpa. Użyłbyś drzwi.
- Nie potrzebne, nic mi nie będzie.
- Natsu jeszcze jedno. Miej się na baczności.
- To groźba? - zaśmiał się.
- Nie, ostrzeżenie. - wymamrotałam a on w tej samej chwili wyskoczył. Podeszłam tylko do okna i ostrożnie je zamknęłam, zasłaniając okiennice śnieżno-białymi firankami.
Debil.

~*~

Cholera... jak on nie lubił gadać z wampirami z Kwatery. Nie dość, że dostał opieprz praktycznie za nic, to zaczęli mu wydawać rozkazy by uważał na siebie, jakby sam nie potrafił zadać o swoją skórę. Wyciągnął z paczki papierosa, po czym odpalił go od niebiesko-zółtego ognia zapalniczki. Po chwili szary dym wypełnił jego płuca, dając choć odrobinę rozluźnienia. Fakt, nie palił z uzależnienia - z przyzwyczajenia, jeszcze kiedy palił jako człowiek a potem okrutnie został przemieniony przez swego ojca Metallicanę.  Pamiętał ten dzień w każdym najdrobniejszym szczególe, nie był w stanie go zapomnieć. Tego dnia zostało odebrane mu całe jego człowieczeństwo. Listopad, 1863. Trwała okrutna wojna, podczas której ginęły setki tysięcy ludzi na jego oczach. Walczył na otwartym froncie, latając jak gówniarz ze strzelbą w dłoni. Nie chciał zabijać ale jeżeli miał zamiar przeżyć, musiał. Przeciwnik nie zawahałby się ani na chwilę, gdyby wymierzał w niego broń. On też nie mógł. Więc po prostu walczył i zabijał, przelewając morze krwi. Opalił fajkę i zaciągnął się słodkogorzkim dymem. Zakaszlał tylko trochę, więc sztachnął się jeszcze raz. Trzymając ją w ustach, strzelał gdzie popadnie i po prostu patrzył jak z jego ręki ludzie padali jeden po drugim. Odgłosy wystrzeliwanych naboi i co chwila wybuchających bomb raniły go bardziej, niż jakiekolwiek uderzenie. Pewnym krokiem przechodził obok dymiących wraków i osmolonych cegieł, które jako jedyne pozostały z budynków jakie niegdyś tam stały. Pod butami chrzęściło mu potłuczone szkło, wokół widział tylko powykręcany metal, kałuże szkarłatnej krwi i ruiny tego co kiedyś nazywane było miasteczkiem. I spopielone zwłoki tych, którzy próbowali walczyć o swoje. To była zaledwie chwila, sekunda, kiedy bez wahania strzelił. Tej chwili miał już nie zapomnieć do końca swego marnego żywota. Stał się potworem. Zabił ją. Ta świadomość zabolała go najbardziej. Opuścił broń i uklęknął nad jej martwym ciałem, błagając by wstała, by otworzyła oczy i zaczerpnęła tlenu w płuca. Złapał ją za ramiona i energicznie zaczął nią potrząsać. Żadnego skutku. W jego oczach pojawiły się pierwsze łzy, kiedy dostrzegł jej pozbawione blasku zielone tęczówki.
Rozległ się dźwięk strzału i nagle poczuł ostry, przeszywający ból w klatce piersiowej. Odruchowo, drżącymi dłońmi dotknął miejsca gdzie powinno znajdować się serce. Poczuł tylko, niewielkich rozmiarów dziurę i wypływającą z niej gęstą, czerwoną ciecz. Resztkami sił krzyknął, po czym padł na ziemię z głuchym hukiem. Leżąc na plecach, całe życie przeleciało mu przed oczami. Samotność, strach, cierpienie, desperacja, nienawiść i w końcu przyjemne ciepło oraz cząstka zainteresowanie. Przez całą swoją egzystencję na ziemi, nigdy nie doświadczył czym jest prawdziwa miłość oraz ciepło rodzinnego domu. Nie pamiętał rodziców, zginęli gdy był jeszcze niemowlakiem, nie posiadał też innych krewnych czy przyjaciół. Błąkał się opuszczony po świecie, nie widząc w tym żadnego celu. Aż spotkał Metallicanę, swego przybranego ojca, który przygarnął go do siebie i wychował jak swojego syna. Nauczył go wszystkiego co sam wiedział, choć gdy jako mały chłopiec się do niego przytulał, nigdy nie słyszał bicia jego serca czy nie poczuł ciepła jego ciała, co wydawało mu się dziwne ale nigdy się jakoś specjalnie nad tym nie zastanawiał. Zamknął powieki po czym uchylił je jeszcze na moment i spojrzał w bok, na tę małą kruchą istotkę, której tak okrutnie odebrał najcenniejszy dar jaki mogła mieć. Uśmiechnął się smutno pod nosem i powoli acz ostrożnie przejechał dłonią po jej chłodnym, bladym policzku. Nie miała nic wspólnego z tą wojną, nie była niczemu winna a i tak zginęła. Z jego ręki. Stracił pierwsze panowanie nad rękami i nogami, nie potrafił już nimi poruszać. Stracił je na zawsze. Wkrótce paraliż rozszedł się po całym ciele, uniemożliwiając mu jakikolwiek najmniejszy ruch, każda komórka jego na wpół martwego ciała odmawiała posłuszeństwa.
Przynajmniej zginie tuż obok dziewczynki, którą pozbawił życia, należało mu się. Dostrzegł jedynie czyjąś zamazaną męską postać przed oczami i nagle jego wargi mimowolnie drgnęły. Ich bezdźwięcznymi ruchami wyszeptał: ''Tato''.
- Gajeel, synu. Co oni Ci zrobili? - spojrzał na niego i widząc, że zamyka powieki potrząsnął nim z całych sił - Chcesz tu umrzeć, ćwoku?! Nie poddawaj się, jesteś przecież mym synem! Chcesz umrzeć? Jeżeli nie to mrugnij powiekami a sprawię, że przeżyjesz. Jest jeden haczyk. Staniesz się nieśmiertelny a co za tym idziesz doświadczysz bólu i cierpienia jakiego tylko nieśmiertelni mogą doświadczyć. Odrodzisz się już nie jako człowiek a potworna istota, pragnąca krwi i żyjąca w cieniu, budząca strach i niepewność. Chcesz tego, mój synu?
Mrugnął. Metallicana w mgnieniu oka pojawił się przy szyi Redfox'a i wpił się w jego tętnicę z niezwykłą zachłannością. Czuł jak uchodziło z niego życie, jego cała życiodajna krew jest wysysana do dna. Opuszczały go litry krwi a on z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej słaby. W końcu gdy Gajeel był już prawie martwy, jego ojciec odsunął się od niego i oblizał językiem swe kły, po czym wbił je w swój nadgarstek, powodując, iż ten zaczął intensywnie krwawić. Przystawił go do ust syna i cichym szepnięciem ''Pij'' dał mu znak, by wpił się w jego żyły. Pierwsze szkarłatne krople skapywały na jego zmysły smaku a on czując je na swoim podniebieniu, przyssał się do nadgarstka mężczyzny i pił tak długo, aż jego oczy nie nabrały złowrogiego blasku. I nagle padł martwy na ziemie, tracąc kontakt z rzeczywistością.
Obudził się już nie jako człowiek. Stał się potworem łaknącym krwi. Stał się wampirem.
...
Potrząsnął głową kilka razy i rzucił żarzącego się jeszcze papierosa na ziemię, przygniatając go butem. Od tamtego momentu już nie zobaczył ojca. Wszelki słuch po nim zaginął. Westchnął.
Przez głowę przeleciały mu teraz słowa Chase'a, jednego z wampirów Kwatery. ''Musisz ostrzec Natsu. W Magnolii jest łowca i z tego co nam wiadomo to nie byle jaki. Nie znamy dokładnych szczegółów ale jeśli tylko się czegoś dowiemy to od razu Cię o tym zawiadomimy. Uważaj na siebie, wielką szkodą byłoby stracić tak dobrego agenta''. Pomijając wcześniejszy opieprz, jakoś tak to było. Czyli musiał wyjechać do Magnolii. Że też nikt z tej pieprzonej Kwatery nie mógł tego zrobić. Przeczesał palcami swe długie, hebanowe włosy i wyjął z kieszeni płaszcza kluczyki do czarnego range rovera. Podszedł do auta i z niezwykłą precyzją wsadził kluczyki do zamka, pomimo panujących tam wówczas ciemności. Otworzył drzwi i wkładając kluczyki do stacyjki, silnik samochodu zaczął pracować. Wyjechał nim z parkingu, pozostawiając wszystko daleko za sobą. Sięgnął do radia, naciskając przycisk i po chwili odetchnął z ulgą, widząc, że działa. Chwilę później w głośnikach samochodu popłynął dość lubiany przez niego kawałek Eminem'a. Kiwał głową rytmicznie w przód i w tył, podśpiewując sobie pod nosem słowa piosenki. Nagle rozległ się dźwięk jego komórki i przelotnie spojrzał na jej wyświetlacz. 
Chase.
Czego ten dupek mógł od niego jeszcze chcieć?!
Spiął się na samą myśl o tym ale odebrał.
- Słuchaj, jest sprawa, o której zapomniałem Ci wspomnieć.
- No nawijaj.
- Obawiam się, że będziesz musiał przez jakiś czas uczęszczać do Akademii, gdzie obecnie uczy się Natsu. Przykro mi stary - rozmówca roześmiał się - Już od jutra.
Gajeel słysząc słowa towarzysza, zapatrzył się na pobliskim zakręcie i odzyskując pełną świadomość, desperacko próbował skręcić w prawo, by choć na choć na chwilę odzyskać kontrolę nad samochodem. Poczuł jak całym autem trzęsie i obraca. Wpadł w poślizg.
Kurwa mać!
W ostatnim momencie udało mu się zahamować rovera, o mały włos nie wpadając do skalnej przepaści. Odetchnął z ulgą i z krzykiem zwrócił się do wampira po drugiej stronie słuchawki, który co chwila nawoływał nerwowo jego imię.
- Pojebało Cię, do cholery?! Wystarczy mi, że już muszę jechać do tamtej dziury a co dopiero tam zostać!
- Uspokój się, takie rozkazy. Nic Ci nie jest?
- Jeśli pytasz o samochód, to wszystko z nim w porządku
Kiedy wojownicy wrócili do omawiania operacji, poczuł pierwsze zwiastuny głodu zbierającego się w jego trzewiach. Zdołał jakoś stłumić pragnienie i skupił się na szczegółach planu zinfiltrowania terenu, względem Mrocznych. Mając informacje jakie zyskali dzięki ostatniej podróży Gray'a do Londynu, wiedzieli, że szykują zorganizowany napad ale problem w tym, że nie mieli pojęcia gdzie. Prawdopodobnie stary wampir zamieszkujący pobrzeża Magnolii mógł udzielić im kilku wskazówek i rozjaśnić im jakoś tą sprawę.
- Dobra, rozumiem. Tylko skoro ten idiota Natsu już stacjonuje na tym zadupiu, to do czego tam ja jestem potrzebny?
- Stary, on piąty raz chodzi do tego samego liceum. Już masz odpowiedź
Oboje się roześmiali i nagle połączenie się urwało. Z cichym westchnięciem wznowił podróż, w końcu mijając tabliczkę z napisem ''Witajcie w Magnolii''. To już tak dawno. Od tak dawna jest Nieśmiertelnym. Czasem to było już nawet uciążliwe. Nawet gdyby kilka minut temu spadł z tego urwiska, to to by go i tak nie zabiło. Wampira ogółem nie jest łatwo zabić. By to osiągnąć, trzeba spełnić kilka wymogów. Tu nie chodzi o te naciągane opowieści z bajek, że niby wystarczy dziabnąć go kołkiem w serce lub wyzbyć się go czosnkiem. Owszem, śmierdział ale czy każdy musi lubić jego zapach? Westchnął, kiedy okazało się, że pogrążony w swoim własnym świecie już tak naprawdę znajduje się tuż pod hotelem, w którym miał zamieszkać. Wyjął kluczyki ze stacyjki i oparł się plecami o fotel samochodu.
Nie żeby nie lubił szkoły czy nie był inteligentny, wręcz przeciwnie. Nie znosił miejsc gdzie znajdowało się mnóstwo ludzi. To w żadnym wypadku nie był jego świat. Każdy wokół martwił się tylko ocenami czy tym jak rodzice zareagują na złe stopnie, randkami, wyglądem... chciałby mieć takie problemy. Chciałby na powrót być człowiekiem i żyć razem z innymi w spokoju i szczęściu. Ludzie żyli tak beztrosko i żaden człowiek nawet nie miał pojęcia, że tuż obok na ulicy może pojawić się wampir a ten go nie rozpozna.
Przetarł twarz dłonią i głośno odchrząknął.
Nie miał sił by się tym teraz zadręczać.
Wszedł do ogromnego budynku poprzez obrotowe drzwi, które skrzypiały niemiłosiernie. Mijał nadąsanych, mężczyzn w garniturach w jednym ręku trzymających różnego koloru aktówki a drugim komórki do których wrzeszczeli coś w stylu ''Nic mnie to nie obchodzi, po prostu to załatw'', ''Faktury mają być załatwione do jutra czy ''Przekaż prezesowi, że nie mogę jutro się z nim spotkać, dziś nie dam rady''. Boże, jakie to było irytujące. Podszedł czym prędzej do recepcjonistki, która najwyraźniej czegoś szukając, latała w koło jak poparzona. Redfox przekręcił tylko oczami i głośno odchrząknął kilka razy aż w końcu kobieta zauważyła, że za ladą ktoś stoi.
- W czym mogę panu pomóc? - zapytała z uśmiechem, melodyjnym choć nieco zdyszanym głosem. Chłopak spojrzał na nią i zmierzył ją spojrzeniem od stóp go głów. Gdy zatrzymał się na jej klatce piersiowej, momentalnie jego policzki nabrały szkarłatnej barwy i wymamrotał coś niezrozumiale pod nosem.
Jak można nosić coś tak skąpego? Nie ma to jak styl wśród kobiet XXI wieku, cycki na wierzchu, dupa na wierzchu i gitara.
Wstydu nie mają i tyle.
- Proszę pana? - pochyliła się nad czarnowłosym a jej okazały biust podskoczył wraz z nią, powodując, że Gajeel musiał się cofnąć co najmniej o kilka kroków w tył by nie oszaleć i nie wbić kłów w jej pulsującą radośnie tętnicę.
- Gajeel Redfox, mam tu zarezerwowany pokój - odparł szybko, odwracając twarz w innym kierunku.
- Ach tak, wczoraj zlecono rezerwację - mruknęła, powoli klikając kolejne literki na klawiaturze komputera - Apartament 205, zachodnie skrzydło, ósme piętro, proszę - uśmiechnęła się, kładąc srebrne, lśniące klucze na blat.
Jednym ruchem dłoni błyskawicznie zabrał migoczący przedmiot i z cichym westchnięciem skierował się do niewielkiej acz luksusowej windy, gdyż samo jej wnętrze pozwalało czuć się gościom niczym w pałacu.
A przecież to była zwykła winda.
Ludzie złoci...
Odpalił kolejną fajkę i zaciągnął się szarym dymem, który przyjemnie wypełnił jego płuca. Zaraz za sobą usłyszał podniesione, kobiece krzyki w stylu ''Halo, tu nie wolno palić''.
Uśmiechnął się zuchwale.
Gdy jasnowłosa kobieta miała właśnie wbiec za czarnowłosym do dźwigu, wtem ciężkie, żelazne drzwi zamknęły się tuż pod jej nosem.
A on roześmiany jak nigdy wypuścił z ust dym papierosowy, pokazując przy tym środkowy palec jasnowłosej przez małe okienko w drzwiach.
Pieprzyć to.
Zasady są po to by je łamać, prawda?
Nawet nie zauważył, kiedy winda zatrzymała się na ósmym piętrze. Powolnym krokiem wyszedł wprost ku ogromnemu korytarzowi, ozdobionymi przeróżnymi obrazami i szklanymi, wystawnymi kloszami lamp. Szkarłatne ściany w połowie przeplatające się z białymi paskami i krwisto czerwony dywan. Iście królewskie wydanie.
Nie podobało mu się?
Wręcz przeciwnie.
Po prostu to nie był jego świat. Nie był przyzwyczajony do takiego stylu życia, dlatego też, nie czuł się w tym miejscu za dobrze. Uważnie patrzył na pozłacane numerki pokoi, przywieszone na dębowych drzwiach.
202, 203, 204... 205, jego apartament.
Przekręcił zamek w drzwiach i wszedł do swojego dotychczasowego lokum, po czym się rozejrzał.
Jak na tak luksusowy hotel, pomieszczenie nie było niczym specjalnym.
Zwykłe łóżko w rogu tuż obok niewielkiego okna, szafa, półki, łazienka.
Od razu wszedł do łazienki by wziąć prysznic. Zamknął drzwi i zaczął po kolei ściągać z siebie warstwy ubrań. Gdy już był zupełnie nagi, przejechał dłonią po swoich potarganych włosach i wszedł do kabiny prysznicowej po czym odkręcił kurek od gorącej wody. Miał nadzieję, że przynajmniej ciepła woda, zmyje z niego cały brud i frustrację dzisiejszego dnia.

~*~

Siedziała w klasie jeszcze nim zabrzmiał dzwonek na pierwszą lekcję z książką w dłoni. Nie którzy także przebywali w klasie, inni dochodzili a jeszcze inni jak znając życie, nie mieli zamiaru się pojawić. Wesoły gwar, papierosowy dym i wszędzie porozrzucane kawałki stolików oraz krzeseł. Nie przeszkadzało jej to. Pochłonięta w opowieści nawet nie zauważyła nauczyciela wchodzącego do klasy. Odłożyła powieść na bok i starała się maksymalnie skupić na lekcji, jednak nie potrafiła. Czuła pewnego rodzaju niepokój wręcz nawet strach. Tylko czemu? Co takiego miało się stać, że nie dawało jej to spokoju?
Spojrzała w tył lecz nie zastała tam poszukiwanej osoby. Nie było jeszcze Lucy, co wydawało jej się wręcz absurdalnie dziwne - jej przyjaciółka wydawała się punktualną osobą. Może po prostu zaspała?
Natsu i Gray jak zwykle siedzieli w ostatnich ławkach i co chwila rzucali sobie jakieś obraźliwe przezwiska. Norma.
Nagle drzwi do klasy zaskrzypiały niemiłosiernie a do sali leniwym krokiem wszedł wysoki, ciemnowłosy chłopak, który posiadał na twarzy pełno kolczyków. Więcej żelastwa się tak nie dało?
Samo jego spojrzenie przyprawiało ją o ciarki, nie wspominając o całej jego osobie. Przerażał ją, czuła jak pożera ją wzrokiem. Mimo to, było w nim coś... innego, ciepłego. Dlaczego skoro tak się go bała, to miała przeczucie, że nie jest do końca złą osobą? Że tli się w nim iskierka dobra? Sama nie potrafiła tego logicznie wytłumaczyć ale każdą częścią ciała czuła, że powinna trzymać się od niego z daleka.
- O widzę, że już jesteś, moshi moshi - zasalutował nauczyciel historii, Sagittarius - Przedstaw się klasie.
- Jasne jasne - mruknął  czarnowłosy, drapiąc się w tył głowy z markotną miną - Jestem Gajeel Redfox, miło mi i takie tam...

Stał na środku klasy i przypatrywał się tej bandzie debili. Burdel na kółkach, pomyślał. Nagle popatrzył w bok i dostrzegł niską, niebieskowłosą dziewczynę, która siedziała spokojnie w ławce a gdy tylko dostrzegła jego spojrzenie zasłoniła twarz książką z ogromnym rumieńcem. Była całkiem inna niż reszta tej bandy. Cicha, spokojna, wyjątkowa na swój sposób. Jej ramiona dziwnie drżały jakby się czegoś bała. Jego, dla przykładu. Nie poczuł się tym jakoś urażony, był przyzwyczajony, że wzbudzał w ludziach strach. Na początku strasznie go to denerwowało ale z czasem przestawał zwracać na to uwagę. Bo po co? Nie mógł tego zwalczyć tego siłą. Westchnął cicho i popatrzył na nauczyciela, który najzwyczajniej w świecie zaczął znów prowadzić lekcję, choć jak widać, nikogo specjalnie nie obchodziło to co mówi.
- Gajeel, usiądź obok Levy, to przewodnicząca klasy, powinna Ci wszystko wytłumaczyć.
No pięknie, miał siedzieć obok osoby, która panicznie się go bała. Sam nie wiedział co miał zrobić, usiąść, nie usiąść... Nie chciał być tym cholernym dupkiem, przez którego miałaby się męczyć. Poza tym przypominała mu ją... dziewczynkę, którą tak okrutnie zamordował. Nie byłby w stanie długo wytrzymać w jej towarzystwie. W końcu potulnie zaczął zmierzać ku ławce, idąc powoli niczym na ścięcie. Każdy krok był dla niego coraz cięższy... Usiadł obok McGarden i podparł się łokciem o ławkę. Ale mimo to nie mógł oderwać od niej wzroku. Była taka podobna do tej małej, tak cholernie podobna. Nawet spojrzenie miały te same. Bolało go to, był to ból przewyższający nawet fizyczny. Mimo to obserwował ją uważnie, każde jej drgnięcie, ruch jej drobnego ciała. Dlaczego te uczucia sprzed wieków obudziły się w nim na nowo akurat teraz?

Nie miała pojęcia co robić. Była zdezorientowana... co powiedzieć... co zrobić... Wiedziała, że na nią patrzy, czuła to. Nawet przez chwilę na niego zerknęła ale szybko powróciła do książki. Jego spojrzenie... było inne niż na początku... wystarczyło jej by wiedziała, że... Patrzył na nią w taki sposób... Z takim cierpieniem, współczuciem a nawet troską. Napiętą atmosferę przerwał jego cichy głos, wypowiadający słowa dialogu z powieści czytanej przed chwilą. Zaraz, przecież jak on może... Odwróciła twarz w jego stronę i zauważyła jak chłopak uważnie czyta książkę, co chwila się przy niej uśmiechając czy dziwiąc.
Wkurzyła się nie na żarty.
- Oddaj mi ją - syknęła, wystawiając otwartą dłoń tuż przed jego nosem.
- Ale co? - zapytał jak gdyby nigdy nic.
Podroczy się z nią chwilę. Być może w ten sposób...
- Nie czytaj dalej!
Jak na upartego postanowił zagłębić się w treść historii. Pochłaniał każdy wers z ogromnym przejęciem, choć niewiele z tego rozumiał. Po chwili jego twarz nabrała szkarłatnego koloru i z chytrym uśmieszkiem spojrzał na zawstydzoną Levy.
- To taka grzeczna dziewczynka, czyta takie niegrzeczne książki?
- No bo wiesz... Ten no... - zająknęła się, nerwowo spoglądając na swoje splecione dłonie. Nie wiedziała od czego zacząć - Nie twoja sprawa! - krzyknęła, siłą wyrywając czarnowłosemu przedmiot z dłoni.
- Gehee... No już, już, uspokój się. Nie moja wina, że gustujesz w takich świństewkach - zaśmiał się i spojrzał jej prosto w oczy. Już nie z niepokojem czy troską, z rozbawieniem. A ona z lekkim podenerwowaniem lecz gdzieś tam głęboko tlił się w niej uśmiech.
- To nie są świństewka - pouczyła go - To romantyczna opowieść o zakazanej miłości śmiertelnej kobiety i wampira, których los nie rozpieszcza. I chciałabym ją doczytać jeśli łaska.
- Jest tam dużo scen takich jak wcześniej? - zapytał z zainteresowaniem. Sam nie wiedział w którym momencie cały strach i niepewność rozpłynęły się jak z papierosa dym. Rozmawiali, tak po prostu. Może jednak pobyt tu nie będzie wcale taki zły. Może zdoła przetrwać jej podobieństwo do tamtej dziewczynki.
Chciałby, nawet bardzo.
- No skoro pytasz, to wiesz, TO jest tylko odzwierciedleniem miłości dwojga zakochanych w sobie ludzi, poza tym chyba w każdym romansie musi takowa czynność zaistnieć.
- Bla, bla bla... ty mówisz romans, ja słyszę pornol. - podsumował, rozsiadając się wygodniej. Matko, jakie te krzesło było niewygodne, nie dość, że było dla niego za małe to jeszcze oparcie wżynało mu się w plecy. Pomijając sprawę drewna, z uśmiechem na ustach przyglądał się oburzonej twarzy McGarden. Sam nie potrafił uwierzyć w to co właśnie przeleciało mu przez głowę ale wyglądała słodko, kiedy się złościła.
- Zboczeniec. - dziewczyna skrzyżowała ręce na piersiach i z nadąsaną miną odwróciła się w inną stronę. Nie rozumiała tego ale już się go tak bardzo nie bała. Nawet zaczął ją trochę wkurzać, jednak mimo to cieszyła się, że Gajeel jest takim idiotą. Chyba to w nim polubiła. Prostacki, bezpośredni, arogancki... Cholera, chyba naprawdę zaczęła go za to lubić.
Wtem oboje usłyszeli donośny huk a zaraz za tym odgłosem, czyjeś delikatne acz pewne kroki. Do pomieszczenia weszła blondwłosa, zdyszana dziewczyna, tłumacząc się nauczycielowi, że autobus jej zwiał.
Rozejrzała się po klasie i znieruchomiała.
Co on tutaj... Jak... Dlaczego... Czy to w ogóle możliwe... Przecież on nie miał prawa tam być. Nie myślała, że któregoś dnia spotka go jeszcze po tamtym zdarzeniu. Jak mogła go nie wyczuć?
Zacisnęła pięści i z morderczym błyskiem w oku ruszyła z zamiarem zamordowania go.
Nie może pozwolić mu żyć.
Nie po tym, co się stało.
Nie po tym, kiedy się dowiedziała kim jest.
- Ty... - warknęli oboje naraz, jakby mieli zamiar skoczyć sobie do gardeł. Levy czując wyraźnie narastające napięcie, zadrżała. Co się dzieje? Przez jej umysł przeleciały tysiące myśli, które nie pozwoliły jej trzeźwo myśleć. Nie widziała jeszcze tak zdenerwowanej Lucy. Nie widziała jeszcze nikogo tak zdenerwowanego.
- Lu-chan? - jęknęła zaniepokojona niebieskowłosa, powoli wstając z miejsca - Co się stało?
Nie otrzymała odpowiedzi, której oczekiwała. Nikt nawet nie odezwał się słowem. Sytuacja stawała się powoli nie do zniesienia. Nie była w stanie tego wytrzymać aż nagle...

--------------------------------------------------------


Następnym razem:
Krew wróżek, Księga IV
Oczy przepełnione bólem i nienawiścią, dusza skąpana w mroku.
Światło, które miało rozbłysnąć blaskiem okazało się złudną nadzieją.
Życie nie ma żadnej wartości.
Nieustannie przelewające się mieszane uczucia.
Wspomnienia, które powoli zostaną rozmyte.

''Wewnętrzne uczucia''

You like it? Comment.

10 komentarzy:

  1. Gajeel -słucha Eminema xD Jeden plus. Drugi plus : "cycki na wierzchu, dupa na wierzchu(...)Wstydu nie mają(...)" hahaha kocham ten tekst i to, że go tu umieściłaś... za to też kocham Ciebie xD. I ten faker do pokojówki! Oraz pornol Levy. Gajeel jest po prostu wspaniały w twoim opowiadaniu :DDD
    Lucy... skąd ona zna Redfoxa? Ojj wyczuwam kłopoty. I Lisanna, przynajmniej dzięki tej lamowatej barbie-mendzie mogła się Lucyna z Natsu spotkać. Lubie go takiego, niby narwanego ale chłodnego. I nie wiem czemu, ale szczególnie spodobał mi się moment, gdzie on złapał blondyne ratując przed upadkiem i ona poczuła jego perfumy. Męskie perfumy.. jeśli facet ma gust do perfumów to mam miękkie kolana, to moja słabość i może dlatego tak mi się zrobiło miękko i teraz xD
    Hincia, kochanie ty moje nawet nie wiesz jak się cieszę, że dodałaś wreszcie rozdział! Brakowało mi tego :C I przepraszam, że dopiero teraz komentuje, ale wreszcie mam na to wolną chwilkę :) Buźka i niech wena będzie z Tobą! :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dopisać coś bardzo ważnego... przeszłość Gajeela, dawno żadna historia tak nie poruszyła mojego serduszka =..{

      Usuń
  2. Nareszcie ! Strasznie tęskniłam za twoją obecnością na blogu ;3
    Jak zwykle wszystko cudownie, tak jak powyżej Gajeel w twoim wykonaniu powala :D
    - Bla, bla bla... ty mówisz romans, ja słyszę pornol. - podsumował, rozsiadając się wygodniej. To rozwaliło mnie do reszty ;D
    Mam dziwne przeczucia co do Lucyny, a końcowa akcja i jej broń dała mi do myślenia xD Ale nie będę nic tu pisać, bo pewnie się mylę, ale z drugiej strony może to być prawda :dd Chyba trochę teraz namieszałam ;p
    Domysły Lucy jak zwykle trafne co do Natsu, ale tego można się spodziewać po biuściastej :DD
    ( Jest wogóle takie słowo O.o ? )
    No cóż podsumowując rozdział świetny, i idzie Ci coraz lepiej :33
    Pozdrawiam, życzę weny i już nas nie opuszczaj ;c ;)
    Akane - chan.

    OdpowiedzUsuń
  3. Co jak co, ale przez ten rozdział mam tyle pomysłów co mogłoby się potem wydarzyć (ale pewnie żaden nie pokryje się z twoimi pomysłami-życie).

    Kobito uwielbiam takiego Gajeela!
    Niestety łatwo nie miał :( a jego przeszłość mnie poruszyła...
    No i mamy wytłumaczenie czemu zwrócił uwagę na Levi, ich rozmowa musiała ciekawie wyglądać hehehehe

    Natsu tachający śpiącą jędzę miał chociaż okazję dowiedzieć gdzie Lucynka mieszka. Z drugiej strony te ich teksty(Lucy i Natsu) też były fajne, ale "wyścigi" były najzabawniejsze :)

    Lucy i wejście smoka hahahaha
    Miło było do momentu jak ona i Gajeel zauważyli siebie nawzajem- szykuje się większa akcja jak mniemam.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobra... Trza się przedstawić xD
    Jestem Natuśka-chan i to tyle~!
    Grimmjow: Komentu...
    Już!
    A więc po pierwsze: Jak zarąbiście piszesz *Q* *Q* Wielbię cię~!
    Super wszystko rozplanowałaś... Postacie są bardzo podobne do tych z mangi, ale nie są tak, jakby to nazwać "optymistyczne" i wesołe...
    Co do rozdzinki Lucynki xD to też nie lubię Lisanny =,=
    Zastanawia mnie tylko co z Mirą i Elfmanem??? Też są jej przybranym rodzeństwem???
    A i jeszcze ostatnie pytanie... Lucy będzie z Natsu czy z Grayem??? (Wolałabym aby była z Natsu) bo w którymś tam rozdziale, tak jakoś między nimi zaiskrzyło...
    Przesyłam duuuuzio weny i duuuzio buziaków~!
    ~Natuśka-chan & Grimmjow
    PS: Ale urwałaś!!! Jestem teraz taka ciekawa!!! >.<

    OdpowiedzUsuń
  5. Co za rozdział!!!!
    Gajeel wymiata xD xD Ty mówisz romans, ja mówię pornol- ten tekst mnie rozwalił na łopatki :P :P :P
    Ale za to przeszłość Gajeela ;(
    Noi Natsu, bardzo mi się podoba w tym wydaniu i nie byłby to on, gdyby nie mógł zdać klasy kilka razy ^^ ^^
    Oj, teraz się będzie działo xD xD
    Czyżby to nasza Lucy była tym łowcą ^^ I to jej ostrzeżenie xD Xd

    OdpowiedzUsuń
  6. No, ej gdzie ciąg dalszy ? :D
    Tak jak Annaryl Corleone zdaje mi się, że Lucy jest tym łowcą ^^
    No,no. Ciekawa jestem akcji w następnym rozdziale.
    Pozdrawiam i życzę weny !
    ~Shina ;**

    OdpowiedzUsuń
  7. Serdecznie zapraszam na długo oczekiwaną recenzję! ^-^
    http://recenzje-anime-manga.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. Przyszłam tu, aby cię nominować do Liebster Blog Award ^_^
    Zasady i pytania znajdziesz tu:
    http://sakura-i-hinata-w-akatsuki.blogspot.com/2013/09/liebster-blog-award.html
    Albo tu:
    http://dorosli-bohaterowie-z-naruto.blogspot.com/2013/09/liebster-blog-award.html
    Jak wolisz :)
    ~Natuśka-chan & Grimmjow

    OdpowiedzUsuń
  9. Mam pomysł!!!!!!!!!!!!!!!!!! Lucy jest łowcą wampirów, tak jak jej matka!!!!!!!!!!!!!!! Zgadłam? Powiem tak, rozdział świetny, ale ... no właśnie za idealny, jesteś po prostu wspaniała :) Nic dodać nic ująć, tylko mówię, najlepiej gdybyś zrobiła spis treści :)

    OdpowiedzUsuń

Wyżsi Rangą

Katalog FT

Land of Grafic