wtorek, 21 stycznia 2014

Księga IV ''Wewnętrzne uczucia''

Londyn, 15:39
Północna siedziba Czerwonych 
Siedział w ciemnym, dość przestronnym pomieszczeniu, a wiatr szalejący na zewnątrz, poruszał gałęziami drzew, które co chwila uderzały o duże, przezroczyste szyby okiennic. Wyciągnął z pudełka papierosa, po czym chwycił go w usta i odpalił od ognia srebrnej zapalniczki. Zaciągnął się szarawym, słodko-gorzkim dymem nikotynowym, który przyjemnie wypełnił jego płuca, po czym wypuścił go na zewnątrz, zataczając przy tym mniejsze lub większe kółeczka. Choć wcale nie potrzebował nikotyny w swoim organizmie - jego serce nie biło, płuca nie pracowały, co wiąże się z zastopowaniem pracy krwiobiegu. Przed nim leżała sterta starych,  pożółkłych papierów, wśród, których można było dostrzec pogniecione czarno-białe zdjęcia. Zdjęcia zdrajców, którzy niegdyś byli ich pobratymcami, a teraz stali się jedynie krwiożerczymi bestiami bez skrupułów, którzy latali sobie na prawo na lewo i wpieprzali tych nędznych ludzi. A on musiał się narażać i ich później ratować. Miał w dupie taką robotę. Tak tak, ratuj sobie ludzi a jak co do czego, to Cię taki opluje i zwyzywa od demonów czy tam Bóg wie, co jeszcze. A jak już ratował staruszki to w ogóle... Chyba z pięćdziesiąt razy oberwał w łeb drewnianą laską. Czasem zastanawiał się, skąd te stare mohery mają w sobie tyle krzepy. Tu niby takie pobożne, bo mają umierać to im się wiara wspomniała, a całe życie omijały Kościoły szerokim łukiem. Rasa ludzka była naprawdę najdziwniejszą i najbardziej zepsutą ze wszystkich, jednak mimo to on i tak musiał narażać dupsko, żeby tylko krzywda ich ominęła... Westchnął i zrzucił popiół z żarzącego się jeszcze papierosa do popielniczki. Nudziło mu się. Nawet bardzo. Tak bardzo, że wolałby wyjść i przypieprzyć głową w mur. Leniwym wzrokiem obserwował jak siwowłosy, wyraźnie starszy wampir wstał z krzesła i popatrzył na zgromadzenie. Gdy zgasił fajkę, staruszek zaczął mówić.
- Witam wszystkich zebranych, jednocześnie dziękuję za przybycie. - rozmówca ukłonił się przed wszystkimi - Pewnie zastanawiacie się, po co was wezwałem. Jednak zanim mnie zapytacie o te papiery leżące na stole, dajcie mi dokończyć. Zapewne, każdy z was słyszał o coraz to częstszych atakach na wampirach Czystej Krwi. Wiadomo, iż członków tej rasy pozostało niewielu, także utrata choćby jednego z nich to dla nas ogromny cios. Każdemu z was, zostało przydzielone inne zadanie i każdy z was miał się dowiedzieć czego innego. Na dzisiejszym spotkaniu, przedstawimy sobie szczegółowo co znaleźliśmy i postaramy się ułożyć wszystko w jedną, logiczną układankę. Jakieś pytania odnośnie tej kwestii?
Wszyscy spojrzeli po sobie. Raczej każdy załapał tak banalną sprawę. No chyba, że ktoś cierpiał na idiotyzm, to wtedy współczucia.
- Dobrze, więc... - Przewodniczący spotkania zabrał głos - Może niech pierwszy, przedstawi nam swoje spostrzeżenia Chase Smith.
Czarnowłosy powiódł spojrzeniem po sali, aż napotkał osobę, której uparcie szukał. Wysoki, umięśniony mężczyzna o jasnej karnacji i ostrych rysach twarzy właśnie wstał ze swojego miejsca i ujął w dłonie czarną teczkę, wypełnioną po brzegi różnorakimi dokumentami.
Chase.
Ten ulizany przydupas, wiecznie świecący na prawo i lewo tą swoją idealną mordą.
Nigdy nie lubił dupka.
- Witam wszystkich - zaczął - Na sam początek może wręczę wam moje zapiski z poszczególnych dni i przesłuchań.
Podał białe kartki do wampira siedzącego obok, który uważnie zaczął studiować treść otrzymanych dokumentów. Chase usiadł z powrotem na miejscu i złączył swoje dłonie w koszyk.
- Dowiedziałem się kilku interesujących faktów, jednak obawiam się, że to może nic nie wnosić do śledztwa. Wiecie, dość trudno teraz w tych czasach o wiarygodne informacje. Otrzymałem też kilka cynków o prawdopodobnych ''napadach'' na kilku z naszych, jednak sprawdziłem wszystko i nic nie wskazywało na to, by miało dojść do ataku.
- Do rzeczy, nie mam całego dnia. - mruknął znudzony czarnowłosy, który leniwie przeglądał wręczone mu przed chwilą papiery.
- Gray, a może byś tak zamknął się na chwilę i posłuchał co ma do powiedzenia? - warknęła jadowicie niezbyt wysoka, acz dość ładna kobieta. Tylko on działał jej tak niesamowicie na nerwy.
- To niech wreszcie powie coś interesującego - westchnął znużony, po czym przybliżył się nieznacznie do nieśmiertelnej - Kagura, nie udawaj, że Cię to interesuje. Wiem, że gdybyś tylko mogła, wyrżnęłabyś w pień wszystkich, którzy tu przebywają.
Fioletowo-włosa zbulwersowała się na te słowa. Pomimo tego, że tak bardzo się starała, odkąd przeszła na stronę Czerwonych, szukała sposobu, by raz na zawsze pozbyć się Mrocznych, to zawsze musiał znaleźć się ktoś, kto wciąż będzie ją przyrównywał do jej byłej rasy. Zacisnęła pięści i z bursztynowymi iskierkami w oczach ruszyła na Fullbuster'a. Ten tylko roześmiał się na głos i zarzucił nogi na stół, tym samym zakładając ręce za głowę. Sam nie wiedział, dlaczego tak bardzo śmieszyła go obecna sytuacja. Przecież właśnie wkurzył najsilniejszą wampirzycę wśród obecnych, co więcej, zaraz miał dostać od niej lanie. Do tego jeszcze dochodził fakt, iż, mimo że minęło już sporo czasu, im tak naprawdę nic nie udało się ustalić. Może po prostu był idiotą. Kto wie.
- Nadal mi nie ufasz?! - trzasnęła dłonią w stół, przez co z uwagi na jej nadprzyrodzoną siłę, rozwalił się doszczętnie na pół.
- Powiedzmy, że raczej nie. Skąd mogę mieć pewność, że zaraz nie wyjmiesz spluwy i nie przestrzelisz mi nią łba?
- Więc ciągle myślisz, że jestem jedną z Nich, mam rację?- głos jej się załamał. Uczucie ledwo co tłumionej w sobie złości i głęboki żal, spowodowany jego słowami, naprawdę ją zraniły. Przecież już nie była bezlitosną morderczynią! Była jedną z Czerwonych, jej częścią, z czego była wręcz dumna! Dlaczego on nie chciał tego zaakceptować?!
Westchnął.
Ta mała z minuty na minutę stawała się coraz bardziej irytująca.
- Ty mnie chyba źle zrozumiałaś. - oznajmił , nawet na nią nie patrząc.
- Co?
- Nie ufam wszystkiemu, co krwawiło co miesiąc i nie zdychało - prychnął, odwracając głowę w bok, ale w tym samym momencie Kagura błyskawicznie znalazła się przy chłopaku. Zacisnęła pięści na jego koszuli i przycisnęła do ściany, ukazując swoje czerwone ze złości oczy oraz perłowe, ostro wysunięte kły. Uśmiechnął się. Na swój własny sposób była urocza. Pomimo tego upierdliwego charakterku i zadziornej postawy, gdzieś tam w jej oczach tliły się przyjazne iskierki. Pierwszy raz spotkał taką wampirzycę, pomijając oczywiście Erzę. Na samo wspomnienie o szkarłatnowłosej powykręcały mu się jelita. Potrząsnął kilka razy głową i zaśmiał się. Głupiaś, pomyślał.
- Posłuchaj, zainwestuj w świeżą krew, bo Ci jedzie, po drugie nie złość tak, bo Ci kły wypadną i później będziesz się wiecznie bujać. - zakpił czarnowłosy.
- Grabisz sobie, Fullbuster - warknęła, jeszcze bardziej wgniatając go w ścianę.
- Porozmawialiście sobie już? Chcielibyśmy kontynuować - rzekł około trzydziestoletni mężczyzna, który trzymał w dłoniach jakieś grube akta.
Po chwili dziewczyna westchnęła i opuściła pobratymcę na ziemię. Nie miała sił, by dalej się wykłócać. Poza tym, ten debil i tak nic, by z tego nie zrozumiał. Usiadła z powrotem na miejscu i przez całe spotkanie, nie odezwała się niepytana ani słowem.
Przeglądali wszystkie zapiski, zdjęcia, odsłuchiwali nagrania, spekulowali różne teorie, obmyślali dalszy plan działania... Po kilku godzinach w końcu widać było, że doszli do jakichś wniosków. Chwała Bogu, pomyślał w duchu. Oczywiście, nie obijał się podczas całego zebrania. Razem z innymi starał się oceniać wiarygodność dowodów, ustalać kilka wersji i starać się dojść do jednej, analizować zeznania świadków oraz porównywać swoje spostrzeżenia z innymi. Założył na plecy czarny płaszcz, po czym zabrał ze stołu paczkę papierosów i ozdabianą zapalniczkę.Sumując i tak nie ustalili nic, co mogłoby wnieść do śledztwa cokolwiek pożytecznego. Zmarnowali tylko czas, zresztą jak za każdym razem. Co miał myśleć? Już nawet i tego mu się odechciało, kiedy tylko wspomniał sobie, jak ostatnim razem wściekły był przewodniczący tego sektoru, gdy powiedziano mu, że kolejne próby rozwikłania tej zagadki zakończone były fiaskiem. I oczywiście o jego zmarnowanych pieniądzach. Miał dwie opcje - albo wyjedzie za granicę i upozoruje swoją własną śmierć lub będzie mężczyzną i dzielnie stawi czoła przewodniczącemu. Pierwsza wydawała się aż nazbyt kusząca, jednak mieli swoich agentów z wywiadu we wszystkich zakątkach świata. Nie byłby w stanie się ukryć. Westchnął męczeńsko. No nic, będzie musiał zdać raport szefostwu.
- Gray - zawołał staruszek z kremową teczką wypełnioną po brzegi dokumentami - Nie chcesz tego zweryfikować samemu? Może będziesz w stanie znaleźć coś, co możliwe umknęło nam podczas zebrania.
- Nie, dzięki. - sprostował krótko - Nie chcę tracić czasu na coś, co nie jest tego warte.
Mężczyzna patrzył na niego najpierw zdumiony, lecz chwilę później zrozumiał.
- No nic. Nie będę Cię zmuszał na siłę - mruknął zamyślony - Naprawdę nie interesuje Cię konflikt z Mrocznymi?
- Szczerze? Mam to w dupie - powiedział to tak obojętnie, że starszy wampir aż nabrał powietrza w płuca.
- To dlaczego dołączyłeś do Korpusu? - zapytał zaciekawiony, po czym popatrzył jakby nieobecnym wzrokiem na Fullbuster'a.
- Sam nie wiem - wzruszył ramionami, po czym zapalił kolejną fajkę - Może to dlatego, że nienawidzę gostków, którzy niszczą to, co od wieków wszyscy starali się uzyskać. Nie po to moi przodkowie walczyli sami ze sobą i ze swoimi żądzami, aby nie zabijać ludzi, żeby teraz jacyś popierdoleńcy wszystko mieli zaprzepaścić. Ten, kto nie potrafi kontrolować samego siebie, jest słaby. Nienawidzę słabych istot - powiedział, zrzucając popiół z żarzącego się papierosa do popielniczki.
Rozmówca spojrzał na niego z uznaniem, po czym zadumał się na chwilę.
- Powiedz mi... twoja złość i nienawiść, to jedno. Równocześnie dobrze mogłeś walczyć o swoje idee sam. Jaki jest twój prawdziwy powód, dla którego do nas dołączyłeś?
Czarnowłosy wzdrygnął się na moment. Spuścił na moment wzrok, a mimika jego twarzy, nie ukazywała żadnych pozytywnych emocji. O co chodziło temu staremu pierdzielowi?
- Chodzi o Ur, prawda? Chcesz zemsty za jej tragiczną śmierć, mam rację? - nieśmiertelny jakby trafił w dziesiątkę - Tak naprawdę, chcesz odszukać zabójców twojej matki i samemu, wymierzyć im sprawiedliwość, jednak zdajesz sobie sprawę, że sam daleko nie zajdziesz. Dlatego potrzebujesz naszej pomocy, czyż nie?
Nie wiadomo skąd, nagle poczuł ukłucie w sercu. Zacisnął szczęki z całej siły, o mały włos nie rozdzierając sobie swych perłowych zębów na proch. Dlaczego na wspomnienie o Ur, zrobiło mu się tak cholernie źle? Przecież nie była jego prawdziwą matką. Zajęła się nim, kiedy stał się świeżym, rządnym krwi nieśmiertelnym. Nauczyła go, jak panować nad swoimi mocami i żądzami. Że nie powinno się zabijać ludzi z powodu głodu, bo nikt na to nie zasługuje. Pamiętał to wszystko do dziś. Ale co ludzie zrobili dobrego dla innych? Niszczyli sami siebie nawzajem, zatruwając wszystko wokół. Rasa ludzka była słaba, dobrze o tym wiedział, przecież sam był kiedyś człowiekiem. Mimo wszystko, to nie powód, żeby teraz ich chronić. Prawa dżungli - zabij albo sam zostaniesz zabity. Wygra tylko silniejszy przeciwnik. Tylko i wyłącznie z jej powodu, przerzucił się na krew zwierzęcą, która prawdę mówiąc, smakowała okropnie. Oczywistą rzeczą był fakt, iż wampir żywiący się krwią ludzką zawsze będzie miał przewagę nad tym, który pożywia się zwierzęcą. Życiodajna ciecz, płynąca w żyłach śmiertelnych miała specjalne właściwości. Każdy wampir o tym wiedział. Chciał być silniejszy, potężniejszy, mocniejszy. Jednak nie potrafił sprzeciwić się swojej mentorce. Na same wspomnienie ostatnich chwil spędzonych z nią, kły wysunęły mu się na zewnątrz a czarne oczy nabrały bursztynowego blasku.
...
- Mam Cię... - młody, czarnowłosy wampir właśnie siedział na drzewie w ciszy, wyczekując momentu, gdy będzie mógł zatopić kły w swojej ofierze. W tym wypadku, był to okazały jeleń, którego poroża mogłyby zabić zwykłego człowieka. Jednak nie jego. Zwykłe ataki nie mogły go zabić, co najwyżej zadrapać, ale rana i tak natychmiast by się zregenerowała. Wilgotnym, chłodnym językiem oblizał spierzchnięte wargi, po czym w błyskawicznym tempie znalazł się przy zwierzęciu. Nie mógł stracić ani sekundy - każda chwila, którą podarowałby ssakowi, mogłaby się zakończyć jego ucieczką a dla niego - straconym obiadem. W mgnieniu oka wskoczył na grzbiet jelenia, po czym na jego twarzy pojawiły się sieci siateczek a w oczach rozpaliły się bursztynowe iskierki. Zwierzę nie poddawało się tak łatwo. Szamotało się na wszystkie strony, wierzgało, obijało się o okoliczne iglaste drzewa, nawet zaczęło biec przed siebie z niewiarygodną szybkością, tylko po to, by zrzucić z siebie drapieżnika. Po chwili mężczyźnie udało się zatopić perłowe zęby w tętnicy zwierzaka a w tle można było dosłyszeć jego desperackie pojękiwania. Po kilku minutach, bezwładne ciało jelenia opadło na ziemię z głuchym hukiem, a jego pozbawione blasku, szare, niczym u rekina oczy wpatrywały się w otaczającą go przestrzeń. Resztki krwi zwierzęcia wypływały spokojnie z rany, barwiąc szkarłatem białą warstwę śniegu.
Mężczyzna skrzywił się nieco i splunął.
To było obrzydliwe! Najgorsze, czym przydarzyło mu się kiedykolwiek posilić. Smakowało jak zardzewiała puszka po tanim browarze. Wierzchem dłoni otarł ciecz spływającą po jego podbródku. Zresztą, zapach też nie był pierwszej jakości. Pomyśleć, że teraz tylko takiej krwi będzie musiał degustować... Fuj!
- I jak smakował Ci nasz specjał? - zaśmiała się czarnowłosa kobieta, stojąca na pobliskiej skale w samej bieliźnie.
- Ty...! - warknął nieprzyjaźnie - Mówiłaś, że jelenie są tutaj najlepszym kąskiem do przegryzienia! Smakują jak jakieś gówno!
- Nie obwiniaj mnie, nie mówiłam, że dobre - odparła jak gdyby nigdy nic, po czym zeskoczyła z kamienia - Nie powinieneś wybrzydzać. Już nie jesteś człowiekiem, nie licz na rarytasy.
Prychnął pod nosem.
- Myślisz, że ja tego nie wiem?! Pierdolę taki biznes.
- Nie klnij tyle, to nie przystoi takiemu młodemu dzieciakowi - westchnęła marnie, po czym rozmierzwiła jego czarne niczym heban włosy.
- Nie jestem dzieciakiem, dorosłem - odparł, ukrywając swoją wściekłość.
- To mi to udowodnij. Udowodnij, że swoim postępowaniem jesteś w stanie przetrwać wieczność jako wampir, posilający się jedynie krwią zwierząt. Wtedy przyznam Ci rację.
Zacisnął pięści i błyskawicznie wyminął mentorkę. Jeszcze jej pokaże, wygra zakład.
- Niech będzie. Nie jestem taki słaby jak Ci się wydaje.
...
- Ur! Ur! Gdzie ty do cholery jesteś?! Ur!!! - wykrzykiwał w kółko, biegnąc przed siebie jak opętany. Zręcznie wymijał okoliczne drzewa, przysypane białym puchem, a śnieg pod jego butami skrzypiał niemiłosiernie przy każdym, nawet najdrobniejszym kroku. Odnaleźć kobietę. Uratować. Rozszarpać dupków, którzy ośmielili się ją skrzywdzić. Wszędzie wokół ogień, trawił wszystko, co tylko stanęło mu na drodze. Obserwował, jak zamienia całe lasy w popioły, w swym destrukcyjnym tańcu. Śnieg topniał, drzewa padały jedno po drugim, zwierzęta uciekały w panice, a do jego nozdrzy dochodził nieprzyjemny zapach zgnilizny i drapiącego dymu. Wołał imię przyszywanej matki. Na próżno. Nie był w stanie nawet wyczuć jej zapachu - skurwiele dobrze potrafili zamaskować jej woń. Przecież nie mogli zapaść się pod ziemię! Pierwszy raz w życiu tak głęboko przeszyły go strach i bezsilność. Została zraniona i siłą wywleczona z domu w ciemny, mroczny las. To nie była czysta walka. Pięciu osiłków na jedną kobietę. Wierzył, że była silna. Jednak ona sama, wampirzyca pijąca brudną, zwierzęcą krew nie miała szans przeciwko gromadzie niewiarogodnie silnych, ludzkich krwiopijców. Pamiętał, że gdy wrócił do domu ze świeżo upolowanym wilkiem, zastał go w krytycznym stanie, jakby przez ich domostwo przeszedł huragan, czy coś takiego. I od razu wyczuł obce zapachy, po których wiedział, z kim mają do czynienia. Ur nie było w środku. Automatycznie wywnioskował, że to po nią przyszli. Zaklął cicho pod nosem, gdy w połowie drogi zgubił wszelki trop.
- I jak ja mam ich teraz znaleźć?! - z całej siły kopnął w pobliską sosnę i na raz jego źrenice rozszerzyły się nienaturalnie. Na korze drzewa, dojrzał kilka kropel, świeżej krwi. Dwoma palcami przejechał po szkarłatnej cieczy i przystawił je sobie do nosa. Krew Ur. Musiała celowo się zranić, żeby wskazać mu drogę. Momentalnie zerwał się z miejsca i ruszył.
Gdy po blisko godzinie poszukiwań nadal nie udało mu się odnaleźć kobiety, zwolnił tempa, a jego oczy zrobiły się zupełnie puste, po czym zasłoniła je czarna grzywka. Stanął jak słup, a całe jego ciało jakby na tą krótką chwilę odmówiło mu posłuszeństwa. Przed jego stopami leżało doszczętnie rozszarpane ramię wampirzycy, tak drogiej jego sercu. Zgniłe mięśnie lewego ramienia, swobodnie odpadały raz za razem, ubarwione prawie, że czarną, lepką mazią, sine ochłapy skóry odklejały się od ciała, ukazując nienaturalnie skurczone żyły oraz pogruchotane, połamane kości. Dzisiejszy obiad o mało co nie podskoczył mu do gardła, a fala gorąca oblała wszystkie jego martwe narządy. Widocznie ręka już poddała się stanowi rozkładu. Nie ma się co dziwić - coś, co żyło trzysta lat i trzymało się kupy tylko dzięki spożywanej krwi przez nieśmiertelnego, gdy tylko odłączyło się od całej machiny, które powstrzymywało rozkład, musiało w zastraszającym tempie wrócić tam, gdzie powinno trzy wieki temu. Opadł na kolana. Czyli, że nie żyje? Zamordowali ją i rozrzucili jej szczątki gdzieś po okolicy? Niemożliwe, przecież Ur nie dałaby się tak po prostu zabić... Nie ona... Przecież była silna... Mimo początkowego obrzydzenia, pochwycił strzępy ramienia w blade dłonie i mocno przycisnął do swojej klatki piersiowej. Z jego zaciśniętych ust, po chwili wydobył się nieopanowany, dziki szloch a policzki z sekundy na sekundę stawały się coraz bardziej wilgotne od łez. Prawie nagi klęczał na chłodnej ziemi a białe płatki śniegu, spokojnie opadały na jego kruczoczarne włosy.
...
Z zamysłu wyrwało go lekkie szturchnięcie w ramię. Przez ramię zobaczył zmartwioną twarz przełożonego. Potrząsnął głową. Dlaczego akurat teraz to sobie przypomniał?
- Wszystko dobrze? - zapytał starzec, trochę chrypliwym głosem.
- Tak, bez obaw - odparł znudzony - Wychodzę, poinformuj o tym resztę. Jeszcze dziś postaram się złożyć raport starszyźnie - dokańczając zdanie, postawił kilka kroków przed siebie. Wspomnienia bolały. Nie chciał nikomu o tym wspominać, sam nie byłby w stanie o tym opowiedzieć w całości. Gdyby tylko nie był nieśmiertelny, umarłby już wiek temu, nie musząc każdego dnia starać się zaklepać starych ran. Umarłby i już nie czułby poczucia winy, które zżerało go od środka. Zaciągnął się nikotyną i zgasił papierosa.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem a do środka wpadł odziany jedynie w szary płaszcz i zdarte jeansy młody chłopak o ciemnej karnacji oraz kasztanowych włosach. Zdyszany, ledwo co zdołał oprzeć się dłonią o framugę wejścia. Wszyscy patrzyli na to z niemałym zdumieniem. W grobowej ciszy i skupieniu czekali, aż przybysz uspokoi nierównomierny oddech oraz gwałtownie przyspieszony puls. Gray od razu go wyczuł. Człowiek*.
- Proszę, weźcie to! - wykrzyczał, gdzie przy tym o mały włos nie wyzionął ducha - Szybko! Zanim oni tu dotrą!
W drżącej dłoni trzymał niewielki, czarny dyktafon. Jednak nim ktokolwiek zdążył odebrać przedmiot, do pomieszczenia, rozbijając okno, wleciała drewniana strzała zakończona metalowym ostrzem. Przebiła na wskroś ciało mężczyzny, trafiając prosto w serce. Splunął krwią a z jego wypełnionej szkarłatnym płynem krtani, wydobył się potępieńczy charkot. Odruchowo dotknął przebitej klatki piersiowej, po czym opadł na podłogę, plamiąc ją lepką cieczą. Wszyscy patrzyli na to zaszokowani, jedni ze strachem w oczach, inni z pogardą lub wściekłością. Dla tego człowieka, nie było już ratunku. Co więcej, z jego reakcji wywnioskowali, że mógł posiadać ważne informacje. Mieli wrażenie, że w każdej chwili może się coś stać, dlatego dla bezpieczeństwa, utrzymywali odpowiednią odległość od ciała. Nieco mniej doświadczeni Czerwoni, starali ukryć swój narastający z każdą chwilą głód, pod wpływem świeżej, apetycznej krwi. Jedynie Fullbuster poderwał się z miejsca i ruszył w kierunku trupa. Skoro tak zależało mu na przekazaniu tego śmiesznego urządzenia zgromadzeniu, to musiało być naprawdę ważne. Co więcej, sama czysta ciekawość popchnęła go ku martwemu ciału. Nie spodziewał się, że ktoś będzie w stanie go uprzedzić. Do sali nagle wbiegło kilka niewiarygodnie szybkich, zamaskowanych postaci. W przeciągu chwili wyrwali dyktafon z jeszcze ciepłej dłoni czarnoskórego, po czym tak szybko jak się pojawili, tak szybko zniknęli. Co to, do cholery jasnej, miało być?! Mroczni - coś podpowiedziało mu w głowie.
- Szybko, ruszać dupska w troki i za nimi! - ryknął Gray, po czym zręcznie wyciągnął colt'a z kabury i odbezpieczył broń. Nie musiał się dwa razy powtarzać. Kilkoro nieśmiertelnych powtarzając ruchy czarnowłosego, na raz wyskoczyło z pokoju przez porozbijane na drobne kawałeczki szyby. Dobrze, że już zmierzchało. Kilkoro facetów ubranych na czarno i uzbrojonych po zęby, biegający po dachu było naprawdę niecodziennym widokiem. Wywołałoby to nie małe zainteresowanie ze strony ludzi, co mogłoby źle wpłynąć na całą operację. Gray przeklinał w myślach samego siebie. Jak mógł nie wyczuć zapachu Mrocznych? Przecież przez te wszystkie lata szkolił się w walce, w wyczuwaniu ciepłoty i zapachu ciała, uczył się panować nad zmysłami więc dlaczego? Przecież nawet gdyby jakoś zamaskowali swój odór, przecież wyczułby nawet w minimalnym stopniu, że zbliża się ktoś obcy. No chyba że...
- Zamknijcie ryje i posłuchajcie mnie uważnie, powiem to tylko raz! - zalecił towarzyszom, odwracając  rozzłoszczoną twarz w tył - Ci, którzy zajebali ten dyktafon, to nasi zdrajcy. Dlatego, nikt nie potrafił zidentyfikować, że to Mroczni. To Ci, których zapach znamy bardzo dobrze. Jeżeli uda nam się ich złapać, nawet nie myślcie o zabijaniu. Są cennymi świadkami a kiedy wyśpiewają nam już wszystko, wtedy za zdradę spotka ich odpowiednia kara.
Reszta rozszerzyła swe źrenice w zdziwieniu, jednak nie zaprzestali pościgu.
- Jak to, Ci których bardzo dobrze znamy?! - wykrzyczał zdumiony wywodami Fullbuster'a, Chase - Przecież nikt z naszego grona, nie byłby w stanie zdradzić Korpusu Czystej Krwi.
- Naprawdę jesteś taki głupi, czy tylko udajesz? Przecież to oczywiste, że to ktoś z naszych. Pomyśl na logikę, Mroczni nie byliby w stanie złamać bariery ochronnej bez wiedzy, jaką posiadamy my, Czerwoni. Poza tym, potrzeba nie lada umiejętności by w ogóle ją naruszyć.
- No ale przecież... - mruknął blondyn z niedowierzaniem w głosie - Jeżeli przyjmiemy twoją tezę, to będzie oznaczać, że wśród Korpusu są podwójni agenci?
- Dokładnie. I sądzę, że ten coco jambo, dowiedział się, kim są zdrajcy - stwierdził Gray, przeskakując swobodnie z dachu na dach. Jego rozmówca spuścił głowę w dół. Przecież to było absurdalne! Że niby ich towarzysze mieli postawić na szali całą rasę? Wszyscy składali oficjalną przysięgę, wyrzekli się ludzkiej krwi, szkolili, by utrzymać pokój między frakcjami a teraz co? Ktoś chciałby to wszystko zaprzepaścić? Sprzedać swoich wiernych kompanów? Nie mogli by, nikt nie byłby w stanie dopuścić się tak haniebnego czynu. Miał mętlik w głowie, musiał to sobie sam wszystko poukładać w logiczną całość.
Tymczasem Gray w oddali dostrzegał sylwetki szybko poruszających się postaci. Postanowił jeszcze bardziej przyspieszyć tępa. Dachówki raz za razem odpadały pod wpływem siły nacisku jego stóp a odgłosy biegnących po dachach domów buciorów, budziły nie jednego człowieka, który wyklinał społeczeństwo, myśląc, że to pewnie znów jacyś gówniarze się popisują. Młodzież w tych czasach była taka niewychowana. Wymierzył spluwą przed siebie. Cel namierzony. Nacisnął spust. Kula wystrzeliła.
Ku jego szczęściu trafiła jednego z zabójców w łydkę. Mimo tego, że ledwo biegł kulejąc, nadal pozostawał daleko przed nim. Cholera jasna. Musiał coś szybko wymyślić, inaczej ich nie złapie. Presja narastała z każdą mijającą chwilą. Że też dzisiaj nic nie przekąsił... Teraz wychodziły tego skutki. Nagle jakby doznał olśnienia. Zacisnął mocniej palce na broni i z nikłym uśmieszkiem na twarzy zwrócił się do wampirów.
- Posłuchajcie, mam plan - powiedział spokojnie - Musimy ich zapędzić w kozi róg. Jeżeli przypuszczalnie są to nasi zdrajcy, znają nie dość, że nasz styl walki i umiejętności to i zapewne tok myślenia. Musimy zrobić coś, czego się nie spodziewają.
- Co masz na myśli? - spytał niepewnie niski, szczupły mężczyzna. Po rysach twarzy można było wywnioskować, że był Azjatą.
- Zaraz wam pokażę - odpowiedział, po czym zatrzymał się i odwrócił w stronę Chase'a, wymierzając spluwą prosto w jego czoło. Blondyn przez pierwszą chwilę nie zarejestrował o co chodzi ale w drugiej, rozszerzył swoje źrenice w szoku i już otworzył usta żeby coś powiedzieć, jednak czarnowłosy szybko mu przerwał.
- Musisz zginąć. Opóźniasz nas - rzekł obojętnym tonem. Jego puste oczy, świeciły demonicznymi iskrami a determinacja wypisana na twarzy wskazywała na to, że wcale nie żartuje. Blondyn wkurzył się nie na żarty i spojrzał wściekle na towarzysza, ukazując mu swoje długie kły. Nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Uśmiechnął się cynicznie.
- Gray, co ty wyprawiasz?! - wydzierała się reszta nieśmiertelnych - Odłóż tą pieprzoną spluwę!
Nie słuchał ich. Wiedział swoje. Nienawidził słabych a Chase właśnie taki był. Ostatni raz, spojrzał znacząco na swoją przyszłą ofiarę. Wyszeptał jeszcze niezrozumiałe dla innych słowa, po czym strzelił kilka razy, dziurawiąc czaszkę wampira z której natychmiast wypłynęła szkarłatna breja. Zakrwawione oczy wpatrywały się tępo w bezuczuciową minę swego zabójcy a bezwładne ciało mimowolnie opadło w dół, lecąc wprost na ruchliwą ulicę. Nikt nie potrafił uwierzyć w to, co się właśnie wydarzyło. Gray zabił Chase'a. Ich cele uciekały. Formacja się posypała. Istne szaleństwo, każdy pomyślał sobie w duchu.
- Coś... coś ty właśnie kurwa zrobił?! - ryknął groźnie Azjata - Zajebałeś go jak psa! Odpierdoliło Ci na ten pusty łeb?!  - chwycił go za koszulę, po czym z całą siłą ruszył i dosłownie wgniótł go w ścianę a na jego twarzy pojawiły się sieci złowrogich siateczek. Wśród Czerwonych panowała zasada, którą grzech było złamać. Jeśli zabijesz swego brata, ty, jak i twój cały ród będzie potępiony. Wtedy towarzysz, który był obecny przy morderstwie, ma prawo pozbawić Cię głowy, bez ponoszenia za to odpowiedzialności. Gray doskonale znał tą regułę. Jednak miał w głębokim poważaniu, jakie konsekwencje spotkają go za złamanie tabu. Zaśmiał się demonicznie.
- Ty chyba nie rozumiesz powagi sytuacji, żółtku - mruknął rozbawiony - Nasi wrogowie uciekają z czymś, co oznacza nasze być albo nie być a ty tracisz czas na wyżywanie się na mnie.
Rozwścieczony wampir zaryczał wrogo.
Po części miał rację. Priorytetem w tej chwili, było dorwanie zbiegów. Opuścił go. Zajmie się nim później.
- Kontynuować pościg - zalecił grupie, po czym ostatni raz zwrócił się do byłego przyjaciela - O twoim losie, zadecyduje rada.
W błyskawicznym tempie wznowili bieg. A on został sam ze sobą. Spojrzał w niebo. Niczego nie żałował.
...
Tymczasem poszukiwani uciekali przed siebie. Mocniejszy wiatr zawiał w ich plecy, unosząc lekko ciemne płaszcze. Po chwili jeden z grupy uśmiechnął się obleśnie.
- Załatwili swojego. Jednemu z nich odjebała palma i zwariował. Śmiechu warte! - roześmiał się w głos - Te słabeusze nigdy nam nie dorównają.
- Bądź ostrożny - syknęła chłodnym, opanowanym tonem niska kobieta - Coś mi tu śmierdzi.
- Nie bądź taka sztywna, nikt nie może nam zagrozić - odparł dumnie - Co najwyżej mogą nam dupy wylizać.
Nikt nie odezwał się już ani słowem. Postanowili zgubić swój ogon, wtapiając się w tłum ludzi, by zatuszować własne zapachy. Nagle jednak zza rogu w okamgnieniu wyłoniła się niezidentyfikowana postać, która z niewiarygodną siłą powaliła barczystego wampira, gdzie razem wylądowali na ziemi z hukiem. Po chwili kolejną dwójkę od tyłu zaszedł następny przeciwnik, po czym obojgu przestrzelił klatkę piersiową, którą kule przeszyły na wylot. Pozostali uciekinierzy w panice próbowali zbiec ku głównej ulicy. Na próżno. Napastnicy prawie natychmiast zareagowali, łapiąc ich za płaszcze, rzucili nimi o pobliską ścianę starej kamienicy. Tynk poodpadał z lichych budowli a wszędzie wokół panujący dym, drażnił nozdrza wampirów.
Blondwłosy pochylił się nad wrogiem a jego czerwone oczy, aż kipiały rządzą mordu. Zdumiony nieśmiertelny, w pierwszym momencie nie zarejestrował obecnej sytuacji. Chwilę później, aż krzyknął przerażony.
- Przecież ty powinieneś być już martwy!
- Niespodzianka, sukinsynu - syknął, po czym wbił pięść w twarz wrogiego wampira. Ten zatoczył się i złapał za obolałe, niemalże zmiażdżone miejsce. Szybko jednak wyciągnął z pochwy zawieszonej na plecach Shotgun'a ASG i posłał wręcz cały magazynek w stronę Chase'a. Blondyn nie pozostawał mu dłużny.
Strzelanina trwała dość chwilę a odgłosy strzałów nie umknęły uwadze okolicznych przechodniów. Mimo, że przeciwko całej piątce niebezpiecznie groźnych krwiopijców stanęła dwójka przeciwników tej samej rasy, walka była wyrównana. W tle ostrzału, rozlegały się potępieńcze jęki oraz okrzyki bólu. Co chwila ktoś uderzał z głuchym hukiem o budynki, ktoś przyjmował na siebie masę pocisków. Gdy dym powoli opadał, w okręgu miejsca walki można było dostrzec powyrywane, gnijące kończyny, litry porozlewanej krwi, łuski pocisków oraz niewielkie wgniecenia, po ostrej wymianie amunicji. Nie zorientowali się, że całe zdarzenie obserwuje tłum zaszokowanych gapiów dopóki nie dosłyszeli syren policyjnych.
- O cholera! Gray! - ryknął partner czarnowłosego - Trzeba się zmywać.
Fullbuster był jakby głuchy na jego słowa. Ruszył za jednym z uciekającym w popłochu Mrocznym, niczym głodny wilk polujący na zwierzynę. Wiedział, że nie zdąży go złapać. Jednak w duchu miał cichutką nadzieję, że chociaż uda mu się odkryć tożsamość zbiega. Zręcznie przeskakiwać zrujnowane kamienice, po drodze zaliczając kilka drobniejszych upadków. Jego hebanowe włosy po części zasłaniały mu widoczność, jednak mężczyzna uprzednio wyostrzył wszystkie pięć zmysłów w przypływie adrenaliny krążącej w żyłach. Wyczuł, że przeciwnik się zawahał i stanął na moment w miejscu. To jego szansa! Przyspieszył maksymalnie. Na jego twarzy pojawiła się sieć siateczek a oczy zabarwiły się szkarłatem krwi nieśmiertelnego. Kły same wyszły na zewnątrz, by ukazać się światłu tarczy księżyca.
- Gray - rozbawiony wampir odwrócił się w stronę czarnowłosego a jego kaptur zasłaniający połowę twarzy zafurkotał delikatnie na wietrze - Znów nie zdążyłeś.
Nim zimnokrwisty zdążył zorientować się w sytuacji, tajemniczy osobnik rozgniótł dyktafon w dłoni, rzucając na chłodne podłoże jedynie jego odłamki. Nie mógł uwierzyć. Te wszystkie starania miały pójść na marne?! Doskoczył do przeciwnika i już miał wyciągnąć dłoń w jego stronę gdy ten powoli opadł w dół a Czerwonemu udało się jedynie drasnąć jego kaptur, który opadł w dół, ukazując powoli wyłaniające się spod niego białe kosmyki. Rozszerzył źrenice w szoku. Niemożliwe... T-To nie prawda... Nie może być...
Opadł na kolana i aż ścisnął w dłoni czarne jak noc włosy, pojękując przy tym żałośnie.
- Ur, nie waż się na mnie nie patrzeć. Od tej chwili, udowodnię Ci, jak bardzo dojrzałem.

------------------------------------------------------

Tak tak, ja wiem, należy mi się ogromny i bolesny kopniak w tyłek za tą nieobecność. >.<
A nie ma to jak wrócić w ''wielkim stylu'', ujmijmy to w ten sposób, no i zaserwować tak nieudany rozdział. Dlaczego nieudany? Wszystko wyszło nie tak, jak chciałam. A jak już coś zamierzałam zmienić, to wychodziło na gorsze, więc zostawiłam to tak jak widać. 
Mam nadzieję, że jeszcze nie odpuściliście sobie tego bloga, choć po tak długiej przerwie, nie zdziwiło by mnie to. Kiedy tylko mój laptop dojdzie do stanu użytku, planuję zmienić szatę graficzną bloga. Jak sądzicie, dobry pomysł czy zostawić jak jest?
No i teraz tak. Chciałabym w tym miejscu polecić mojego drugiego bloga, także o FT tyle, że w nieco innej odsłonie. Panie i Panowie, oto link ---> KLIK
Założyłam go już w lipcu ale jakoś nie miałam motywacji, by cokolwiek tam umieścić. Pierwszy rozdział już skończyłam i czeka on tylko na wstawienie. 
A o czym on?
Wiek XX.
To czas przemian. Gwałtownie do przodu poszły technologia, system oraz myślenie ludzi. Nowe bronie, samochody, prawo zaczęto budować od podstaw.
Niestety, sprzyjało to także rozwojowi podziemia.
Czy w czasach, w których rządzą władza, chciwość i pieniądze, istnieje jeszcze coś takiego jak sprawiedliwość? Czy jest możliwe zaprowadzenie pokoju na burzliwych ulicach Magnolii?
A co, jeśli miasto ukrywa tajemnice, o których nikt do tej pory nie miał pojęcia?
Serdecznie zapraszam, zobaczmy świat oczami wróżkowych stróżów prawa (którzy zresztą, nie są tacy prawi, jakby wydawać się mogło)!
I to by było na tyle. Może i niezbyt to zachęcające, no ale...
Dobra, słoneczka, żegnam się z wami cieplutko.
Do następnego! :3

*wyjaśnienie - W szeregach Czerwonych są także ludzie, którzy pełnią funkcję szpiegów. W zamian za zapewnienie ochrony im samym oraz ich rodzinom, wyruszają na wywiad i szukają informacji przydatnych dla nieśmiertelnych.

9 komentarzy:

  1. omfg! z krzesła omal nie spadłam widząc tu nowy rozdział xDDD Jam się jaram O.o
    Kochana, jak już wszystko porobię, to biorę się za rozdział ^.^
    I już myślałam, że będę musiała sobie przeczytać wszystko od początku... a ja o dziwo wszystko pamiętam co było wcześniej :o (no, może większość :P).

    OdpowiedzUsuń
  2. Wielkie wejście!! JEJ Nareszcie. Widząc nowy rozdział normalnie kopnęłam szafeczkę tak mocno, że o mało jej nie rozwaliła XD.
    Kochan rozdział boski, aż mam banana na twarzy XD. I chętnie wejdę na twojego drugiego bloga, ale się pod jaram:)
    No to teraz pozostało mi czekać na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam i ślę weny !!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Aww~~! *.* Warto było truć ci dupę na asku! *O*
    Oj działo się, działo! *0*
    God, ty tak świetnie piszesz~~ *-*
    *minuta ciszy, muszę się opanować*
    Oky, oky! ^ ^
    Yay~~! Toż to było ASUHXUISB! Krew, kończyny, wnętrzności i wszystko inne... *O*
    Jeszcze ten szczwany Gray XD
    Dobra, dziwny jakiś ten komentarz ;D Po prostu nie umiem skomentować tego rozdziału. o,O
    Szkoda, tylko, że nie było kontynuacji sytuacji (rymnęło mi się, ha!) w szkole (Gajeel i Lucynka).
    Tak cholernie mnie to ciekawi. >.<
    Jeżeli tym razem będziesz kazała mi czekać tak długo na rozdział to osobiście zatwierdzam, że cię potne tasakiem. XD
    Pozdrawiam i życzę weny!
    ~Choi *:

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku no dziewczyny, bo mnie tu zagłaszczecie xD Ja ogólnie miałam inaczej zaplanowany ten rozdział ale... samo tak wyszło jak wyszło. Cieszę się, że przypadł wam do gustu :P
    Ayomii - Czy ja wiem czy takie wielkie? ;) No a ty szafeczki nie niszcz, bo drogie teraz (ach te podatki <3)
    Choi - Może i mnie zabijesz ale rozdział był już dawno gotowy... tylko chciałam to jakoś inaczej napisać, bo mi się do kitu wydawał ale po kilkunastu nieudanych próbach, zostawiłam go jak jest. xD Do Lucynki i Gajeel'a wrócimy w następnym rozdziale, nie bój boja :3 A groźby są karalne, hyhy ];> Taki tam żarcik :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Wielki powrót !! :D :D

    Bardzo podobały mi sie wspomnienia Gray' a :) :)
    Ciekawe co teraz zrobią czerwoni skoro zwykli śmiertelnicy widzieli walkę wampirów. I jakim cudem ten Chase przeżył ?? :D

    Jak dla mnie możesz zmienić szablon ^^
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zacznę od końca, jeśli chcesz to zmień szablon, choć mnie osobiście się bardzo podoba i wciąż nie mogę się na niego napatrzeć.
    Co do rozdziału, to kobito jak to jest coś co ci się nie udało, to ja proszę o coś co według ciebie jest świetne(oczywiście z twoich wypocin), bo coś czuję, że czytałabym to kilka razy, nie mogąc się ogarnąć z ogromnego zachwytu i oczarowania twoim dziełem.
    Też męczy mnie co się dalej wydarzy z tymi czerwonymi i mrocznymi. Nosz , nie potrafię o tym nie myśleć, ale to dobrze i znaczy, że akcja świetna i bardzo wciągająca :)
    Gray i Kagura podczas "wymiany zdań" - zaczęłam się śmiać jak opętana :P
    Czekam na następny rozdział i chętnie oblukam nowego bloga :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Fajny blog ! Przeczytałam wszystkie rozdziały! Naprawdę świetne! Może jak mi się zechce to wszystko dokładnie skomentuje ...;)
    A teraz zapraszam też do siebie ':)
    http://detektywzprzypadku.blogspot.com/
    http://natsulucy-deathandlovestory.blogspot.com
    Jeśli już czytasz, to trudno, ale kojarzę tylko parę moich czytelników :(

    OdpowiedzUsuń

Wyżsi Rangą

Katalog FT

Land of Grafic